K1790-Green-Day-cover-header

A Different Shade Of Green – tłumaczenie wywiadu [Kerrang 14.09.2019]

Niespodzianka! Po „mydleniu oczu”, by utrzymać swoje plany w sekrecie, Green Day jest wreszcie gotowy, by uchylić rąbka tajemnicy na temat swojego nowego albumu. Ale kiedy zaprosili dziennikarzy Kerranga do Kalifornii na wielką prezentację, nie mogliśmy być przygotowani na to, co zastaliśmy…

Billie Joe Armstrong ostatnio jakby zmienił sposób myślenia. Jeden z najlepszych twórców swojego pokolenia, 47-latek, w swojej trzydekadowej karierze napisał muzyczne dzieła na wszystkie sposoby – włączając w to kilka długich, epickich rockowych oper w drugiej połowie trwającej kariery Green Daya.

Ale teraz? Cóż…

„Zdecydowałem, że nie lubię długich piosenek” ujawnia frontman ze znanym uśmieszkiem i błyskiem w oku, „i mówię to jako ktoś, kto napisał Jesus Of Suburbia! Jestem jak 16-latek z ADHD. Jeśli słucham muzyki innych, zawsze patrzę na długość piosenek. Jeśli jest powyżej trzech minut, mówię ‘Pasuję, nie chcę tego słuchać.’”. Pochyla się do przodu, wyrzuca ręce w górę i krzyczy, by podkreślić komediowy efekt. „Kto ma na to czas?!”

Green Day powraca, ludzie – ale nie do końca w takiej wersji, jaką znaliśmy do tej pory.

Rozmawiając z Kerrangiem na ich pierwszym od dwóch lat wywiadzie, królowie Bay Area przełamują swoją (rewolucyjną) radiową ciszę, detonując główny singiel Father Of All Mother Fuckers. Bardziej niż ironiczny tytuł od zespołu, który wciąż dumnie praktykuje sztukę nie brania siebie na poważnie, przynosi ukojenie awersji Billie’eo Joe do długich piosenek, jako że trwa raptem dwie i pół minuty – i jest jednocześnie utworem tytułowym z nadchodzącego trzynastego albumu. Zarówno singiel jak i cały album są muzycznym zwrotem w lewo od wschodniego punk rocka swojego poprzednika.

To nie koniec nowości. Przed spotkaniem z Kerrangiem, by ujawnić sekrety swojego następnego rozdziału, zespół jest zabrany na wpół wycieczkę, wpół sesję zdjęciową po niedawno przeniesionych na przedmieścia Los Angeles biurach wytwórni Warner Records. Podziwiając wszystko od piwnic (które używane były przez fabrykę Forda) po wysokie temperatury i oszałamiające widoki na dachu, trio wsiąka w atmosferę podekscytowania ich powrotem. Udziela się ona trzem sprawcom tego zamieszania – nastroje są równie skoncentrowane na interesach, jak i radośnie beztroskie – zdrowy balans, który przyczynił się do utrzymania ich 30-letniej (w przypadku Billie’ego i Mike’a nawet dłuższej) przyjaźni.

Wyciągnięci na wielkiej szarej sofie w wygodnym pokoju artystów Warnera, członkowie zespołu odpoczywają, otoczeni wyborem przekąsek i napojów i sięgają po nie sporadycznie, omawiając ekscytujący, nieprzewidziany kierunek ich twórczości – Father Of All Mother Fuckers. Po pierwsze – całość zamyka się w 26 minutach. Tylko jedna piosenka z albumu trwa powyżej trzech minut. I jeśli puściłeś już główny singiel tak głośno, jak na to zasługuje, zauważysz, że brzmi niemal jak od innego zespołu, przynajmniej do momentu refrenu „I got paranoia, baby!”. Jak na razie jego motywy przewodnie „depresja, lęk i pieniądze” są znakiem firmowym Billie’ego Joe, który wyjaśnia, że „Jesteś pozbawiony kontroli nad własnym ciałem, więc równie dobrze możesz tańczyć”.

Poza tym mówi, że jest to „prawdopodobnie najlepszy pierwszy singiel, jaki Green Day kiedykolwiek stworzył”.

„Jestem z niego naprawdę dumny”, uśmiecha się muzyk. „Reprezentuje nową ścieżkę Green Daya, ale w znany sposób, gdzie w graniu jest ogień. Przypomina mi bardzo Longview, ale w dziwny sposób, po prostu dlatego, że ma wszystkie elementy Green Daya, wybuchające w dwu i pół minutowej piosence”.

To styl i postawa, które fani będą oglądać w większej ilości przez nadchodzące miesiące.

„To zdecydowanie jak nowy rozdział”, przyznaje Tre. „Jesteśmy naładowani i nakręceni, by wszystko ujawnić. Do tego momentu mydliliśmy oczy każdej osobie. ‘Co teraz robicie, chłopaki?’ ‘No wiesz, w sumie to nic…’”.

„Czy nadal jesteście razem? Czy nagracie jakiś album?”, dodaje sarkastycznie Mike.

„Jesteśmy tak kurewsko szczęśliwi, że możemy o tym mówić”, kontynuuje Tre. „To taki sprośny sekret [śmiech]. Mamy ten album, z którego jesteśmy tak dumni i chcemy pokazać go wszystkim”.

To sekret, który Green Day trzymał w sercu przez niemal całą swoją medialną nieobecność. Kompulsywny twórca piosenek, Billie Joe, wszedł w „tryb nowej muzyki” gdy tylko zespół wrócił z trasy w listopadzie 2017. Podczas gdy musieli wziąć znaczącą przerwę przed wejściem do studia i nagraniem Revolution Radio w 2016 roku, tym razem nie było to potrzebne. Tym razem Green Day nie mógł doczekać się, by zacząć wszystko od nowa. I kiedy frontman zbierał demówki, Mike spędzał czas z rodziną i „pracował nad starymi samochodami i takimi tam”, a Tre powitał na świecie nowe dziecko, Mickeya Otisa Wrighta. („Nie wiem, czy wiesz jak to działa, ale mogę cię wprowadzić”, mówi z udawaną powagą. „Robienie dzieci to świetna zabawa…”)

Co istotne, stworzyli największy atut Green Daya – ich niezachwianą, niezniszczalną więź i po prostu miłość do muzyki.

„To nie było jak ‘Okej, zbieramy się i będziemy robić to i to!’”, Billie wyjaśnia ich naturalny proces tworzenia i robienie prób w wolnym czasie. „Nie było żadnego momentu, kiedy…” zaciska pięści i przybiera dramatyczny ton „’zaczynamy robić razem muzykę!’. To było bardziej jak ‘pobawmy się i zobaczmy, co z tego wyjdzie…’”.

 

W zeszłym miesiącu Billie Joe Armstrong wpadł w Los Angeles na Morriseya. Kilka dni przed spotkaniem z Kerrangiem, Green Day był już w mieście, wprawiając w ruch tryby ukrytej maszyny, pracującej na ich wówczas ściśle tajny album, a frontman zdecydował ujawnić jego tytuł niczego niespodziewającemu się Mozowi. Wywołało to znaczącą reakcję.

„Niemal wypluł drinka, gdy zdradziłem mu tytuł”, chichocze Billie z dumny uśmieszkiem na twarzy. „Powiedział ‘O mój Boże, co się stało z Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band?’”.

Father Of All Mother Fuckers jest bezczelnym tytułem…

„Trzeba być bezczelnym!”, odpowiada Billie z prędkością światła. „I odważnym!”.

To krótki i treściwy komentarz, który idealnie opisuje Green Daya w 2019 roku. Wiedząc od początku, że tym razem będzie zmierzał w nowym kierunku, inspiracje dla Billie’ego Joe przyszły samoistnie – począwszy od muzyki, a skończywszy na tym tytule.

Wszystko zaczęło się na początku zeszłego roku, kiedy Billie i Mike założyli cover band – The Coverups – z długoletnim gitarzystą Green Daya Jasonem White’em, technicznym/managerem Billem Schneiderem i inżynierem dźwięku Chrisem Duganem.

„To ważne, by po prostu grać i się tym cieszyć”, wskazuje Billie Joe. „Nie wszystko musi być graniem muzyki w sensie zarobkowym, więc wygrzebaliśmy kilka coverów z przyjaciółmi. Wszyscy moi przyjaciele są bardzo utalentowani i to jest świetne. Granie rock’n’rolla przynosi wiele radości. I poza tym grając cudze piosenki, uczysz się nowych rzeczy.”

Z czterema koncertami na koncie (The Coverups od tego czasu zagrało jeszcze trzy), Billie Joe i Mike wrócili do Tre’a na jedną z wielu prób. Najpierw trio wzięło na warsztat stare albumy: Dookie, które obchodziło kilka miesięcy wcześniej swoje 25-lecie, jego następcę Insomniaca, a na koniec Kerplunk z 1991 roku. Wstawiając zdjęcia ze studia razem z setlistami, zostawili miliony obserwujących z pytaniem, co się u diabła dzieje.

„Oczywiście, że będziemy się droczyć z fanami!”, śmieje się Billie.

Tak rozgrzany Green Day przestał grać swój własny materiał w celu…. właściwie żadnym.

„Chodziło tylko o spędzenie razem czasu i wspólne granie – z naciskiem na spędzanie czasu”, zaznacza frontman. „Zebraliśmy się, jamowaliśmy, był hałas. Urządzaliśmy takie długie sesje, włączaliśmy światła, puszczaliśmy filmy, było fajnie. To było bardziej jak happening niż próba. I muszę przyznać, nic z tego nie brzmiało dobrze. Myślę, że jeśli chodzi o Green Daya, to pierwsza rzecz jaka przychodzi na myśl podczas nagrywania, to robienie bałaganu”.

„To wszystko jest połączone, wiesz?” dodaje Mike o tym jak – i właściwie czy – te „happeningi” przyczyniły się do Father Of All Mother Fuckers. „Jeśli zanurzysz się w muzyce i grasz z innymi, zawsze znajdziesz nowe perełki. Im bardziej muzykalny jesteś, tym lepiej”.

„Nie ma konkretnego celu”, kontynuuje Billie Joe. „Nie robię niczego celowo [śmiech]. To znaczy staram się, żeby moje życie miało cel, ale wydaje mi się, że bardzo prosty – być razem i grać”.

W tamtym okresie samozwańczy „totalny audiofil” również odgrywał nową muzykę i wysyłał swoje playlisty do Mike’a, Tre’a i swoich przyjaciół, by wiedzieli, co dzieje się pomiędzy jego słuchawkami.

„Były tam piosenki, na które reagowałem ‘Nigdy w życiu nie słyszałem czegoś takiego – to szaleństwo’”, mówi Mike, błogosławiąc pragnienie nowej muzyki swojego kolegi z zespołu. „To jak dostanie się do nowego astralu kreatywności i zanurzenie się w nim głęboko. I każdy z nas indywidualnie nurkował tam ze swoim instrumentem, bo to właśnie nasza praca. Uwielbiamy sięgać po nowe rzeczy. Kupowałem te zwariowane hip hopowe płyty z lat ‘70 i grałem z nimi. Nie wiedziałem nawet, jak się nazywają – niektóre z nich były tylko rytmami perkusyjnymi. To było super.”

„Poważnie wkręciłem się w klimaty Motown and soul”, dodaje Billie. „I w same hip-hopowe bity, chociaż nikt w najbliższym czasie nie zacznie rapować!”

Te playlisty zapoczątkowały „brudną i szelmowską” atmosferę między członkami zespołu. A z nowym producentem, Butchem Walkerem [Weezer, Fall Out Boy, Brian Fallon] dodanym do tej zwartej mieszanki, Green Day wspólnie zaczął odkrywać rzeczy, których nigdy wcześniej nie próbowali – „z rytmiką i tworzeniem przestrzeni między wokalem i perkusją”. To było partnerstwo, które dodało nowe warstwy i nauczyło zespół świeżego podejścia do własnej twórczości.

„Chcesz zawrócić i robić te same, stare rzeczy?” Tre rozmyśla o ich nastawieniu przed wydaniem Revolution Radio, a teraz Father Of All Mother Fuckers. „Nie chcemy robić tego, czego wszyscy się po nas spodziewają, więc miał być taki żart, z którego robimy zabawę. I taki tego rezultat.”

„Granica była dla nas bardzo cienka, bo chcemy próbować nowych rzeczy, ale zawsze musimy mieć pewność, że jest to idealny Green Day, wiecie?”, mówi Billie Joe. „To naprawdę cienka linia – między mądrością, a głupotą [śmiech]. Ale przesłanie Green Daya to przeginanie, choćby nie wiem co się działo. Zawsze jesteśmy gotowi na rozróbę i chcemy się droczyć z fanami… Aż do bycia obraźliwym!” żartuje, podczas gdy Mike i Tre chichoczą za jego plecami.

Ten wolnościowy nastrój prowadzi również do zawartości Father Of All Mother Fuckers, pozostawiając frontmana otwartego na inspirację z różnych źródeł. Gdy napisał tytułowy kawałek i dwie inne piosenki nazwane Junkies On A High i Sugar Youth, Billie Joe nagle zorientował się, że wpadł na nietypowy pomysł. To tytuły były inspiracją do stworzenia słów.

„Tytuły na tym albumie są naprawdę wielkie”, wyjaśnia. „Mamy jedną piosenkę, która nazywa się The Art Of The Deal With The Devil – Trump napisał książkę The Art Of The Deal w latach ‘80 czy coś koło tego. To jeden z tych tytułów, które bawią. Takie rzeczy prowadzą do tekstów. To jak puzzle, takie dopasowywanie wszystkiego do siebie.”

Czemu więc album nazywa się Father Of All Mother Fuckers?

„Um…” uśmiecha się Billie. „To po prostu zajebista nazwa! Ktoś ze Slayera, chyba Kerry King – mają album zatytułowany God Hates Us All, więc ktoś zapytał ‘Czy naprawdę myślicie, że Bóg nienawidzi nas wszystkich?’, na co on odpowiedział ‘Nie wiem! To po prostu zajebista nazwa! [śmiech] Gdy tylko wpadliśmy na ten tytuł, zareagowałem ‘O kurde, to jest dobre”.

Kiedy i jak wymyśliliście resztę tytułów?

„Jesteś naprawdę dobry w spisywaniu głupot”, zachwyca się Mike, odwracając do frontmana.

„Spisuję wszystko”, Billie Joe kiwa głową w odpowiedzi, wyciągając z kieszeni czarnych dżinsów telefon i otwierając notatki. „Zerknijmy. Co było ostatnie? Wydaje mi się, że chcieliśmy nazwać jakąś piosenkę Everyone Has A Plan Until They Get Punched In The Face.

Ale to nie przeszło eliminacji?

„Nie”, śmieje się. „Nie przeszło.”

Przeglądając dalej notatki, oczy Billie’ego wędrują nagle ku górze telefonu. Zerka na dziennikarzy Kerranga z bezczelnym uśmieszkiem.

„Nawiasem mówiąc, wasz czas się skończył”, żartuje.

„O mój Boże!” wybucha Tre. „To takie nieczułe, Billie!”

Wybaczcie, chłopaki. Jesteśmy na waszym terenie…

 

Mimo całego entuzjazmu Green Day’a, coś związanego z Father Of All Mother Fuckers martwi Tre’a Coola.

„Obawiam się, że apokalipsa nadejdzie, zanim zdążymy wydać tę cholerną płytę”, rozważa perkusista. „To jak ścieżka dźwiękowa do twojej paniki, gdy wokół ciebie dzieje się apokalipsa. Wszystko jest takie trudne i dziwne. Więc ustalmy: najpierw wychodzi płyta, potem kończy się świat.

Więc koniec świata może nadejść dzień po wydaniu albumu?

„Cóż, potrzebujemy jeszcze trasy”, odpowiada rozważnie Tre. „A potem świat może iść się jebać.”

Żartuje tylko połowicznie. Green Day jest oczywiście brutalnie świadomy tego, co odbierają jako zbliżająca się zagłada otaczającego ich świata. Poruszali ten temat na poprzednich albumach, rzecz jasna, a Billie Joe pozwala swoim poglądom zaznaczyć się na nowym materiale zespołu – chociaż prawdopodobnie tym razem w mniej cenzuralny sposób.

„Bierze się to z poczucia, że tracisz kontrolę i nie masz już władzy nad własnym ciałem”, wyjaśnia. „Tworzy to obraz tego, czym życie jest dla mnie i ludzi, którzy, jak mi się wydaje, są zdesperowani. I jest to wyraźne, ludzie w Ameryce zaczynają być w rozpaczliwej sytuacji. Zamykają się fabryki, wartości gruntów rosną…”

Billie Joe wskazuje na swoje własne dorastanie w kalifornijskim Rodeo w latach ‘70 i to jak jego rodziców – ojca kierowcę ciężarówki i matkę kelnerkę – było stać na utrzymanie szóstki dzieci.

„To jest teraz niemożliwe”, wzdycha frontman. „To właśnie przeraża mnie jeszcze bardziej – co stanie się z ludźmi w przyszłości. Milenialsi starają się kupować domy, lub mieć coś, co mogliby nazywać domem, bo są wyrzucani z własnych…”

„… bo zdecydowali się uczyć i spędzają resztę życia w długach lub łamią rękę, a nie mają ubezpieczenia”, dodaje poważnie Mike. „Przykładów jest mnóstwo.”

Czy są jakieś subtelne wzmianki lub nawiązania do Tego Donalda (imię to zajmuje maksymalnie 10 sekund naszego 45 minutowego wywiadu)? Co zrozumiałe – i zaskakujące – odpowiedź brzmi nie.

„Nie inspirowałem się prezydentem Stanów Zjednoczonych, bo jest po prostu… Niczym.” wzrusza ramionami Billie Joe. „Trump przyprawia mnie o biegunkę, wiecie? [śmiech]. Nie chcę pisać o tym piosenek!”

Niemniej jednak prezydent kraju przyczynił się do zdenerwowania Green Daya – i jest to temat, który poruszają w Bulletproof Backpack, piosence która zawiera fragment pracy innego muzyka (Joan Jett i jej Do You Wanna Touch Me).

„To coś jak strach przed polaryzacją, w jakiej teraz żyjemy”, wyjaśnia Billie. „Czy są to dzieciaki zastrzelone w szkołach, czy najbliższa faszyzmu rzecz, jaką widziała Ameryka. Lekkie rzeczy…”

Dziwaczny, senny refren piosenki ‘Everybody is a star…’ ma również bardzo aktualne przesłanie.

„Mam wrażenie, że w tym całym toczącym się chaosie, nikt nie oprze się zrobieniu dobrego selfie”, przyznaje Billie, przewracając oczami.

I podczas gdy piosenki mogą nigdy nie nadużyć gościnności 26-minutowego Father Of All Mother Fuckers, nadzieje Green Daya odnośnie albumu – i tego, co będą czerpać z niego fani – są głębokie i długotrwałe.

„Wolność” – z jakiegoś powodu to główne założenie Tre’a.

„Wolność, absolutnie”, przytakuje Billie Joe. „Możliwość tańca. Myślę, że to będzie jedno z najcięższych nagrań, jakie zrobiliśmy, mając na myśli brzmienie. Ale nie staraliśmy się odtworzyć Insomniaca. To po prostu coś innego, co dla mnie jest ekscytujące.

„Jest zajebiście ekscytujące”, zgadza się Mike. „Jestem gotowy na rozpierdol [śmiech]. Będzie super. Chcemy wyjść, świetnie się bawić, cieszyć się trasą i cieszyć życiem w tych popierdolonych czasach. I tak nam odpierdala – więc możemy równie dobrze zrobić to z przytupem.”

„Głęboko wierzę, że Green Day jest najgorszym zespołem na tym świecie i właśnie dlatego jestem podekscytowany”, uśmiecha się Billie. „I to właśnie widać na naszym nowym albumie.”

Jaszczurka

Twierdzi, że została przeznaczona Green Day’owi w dniu narodzin, ponieważ przyszła na świat w roku wydania Dookie. Kiedy nie wyżywa się literacko, pisząc artykuły na stronę, studiuje medycynę weterynaryjną. Jej życiowy cel to przybicie piątki z Jeffem. Kontakt: