73107757_10157235850808961_7974351961849856000_o

Muzycy o muzykach – Billie Joe Armstrong & Billie Eilish [tłumaczenie wywiadu]

 

Nastoletnia gwiazda pop pyta swojego idola o początki Green Daya, pozostanie przy zdrowych zmysłach w show biznesie i pobicie gościa spod sceny.


Billie Joe Armstrong wydawał się zszokowany, kiedy Billie Eilish wyjawiła mu swoją ulubioną piosenkę Green Daya. Żaden z hitów – to „All by Myself”, akustyczna piosenka ukryta na Dookie z 1994 roku. „O, to Tre”, Billie wyjaśnia, że to perkusista zespołu śpiewa utwór. „Wiem, że to on”, mówi Eilish. „Dość niegrzeczna piosenka”, dodaje Armstrong.

Chociaż Dookie wyszła siedem lat przed urodzeniem się Eilish, widać, czemu ją uwielbia. Poruszane tam tematy – znudzenie, zaniepokojenie, zwątpienie w siebie – łatwo znaleźć, przeciągnięte do granic możliwości, w jej przełomowym When we all fall asleep, where do we go? Siedemnastoletnia dziś Eilish słucha Green Daya od dziewiątego roku życia. Jej starszy brat i współpracownik, Finneas O’Connell, był ich tak wielkim fanem, że w swoich wczesnych latach nastoletniego życia naśladował swojego idola: rozluźniony krawat i kredka do oczu. „Był twoją pogorszoną kopią”, mówi Eilish. Armstrong żartuje: „Teraz się polepszył”.

Oboje siedzą na tylnej kanapie należącego do Armstronga Forda Falcon z 1963 roku. Kupił go za 1000 dolarów z Craiglist, samodzielnie naprawił silnik i przyprowadził ze swojego domu w Newport Beach na dzisiejszą sesję zdjęciową.

„Ogień”, ocenia Eilish, która dopiero co kupiła swój pierwszy samochód, czarnego Dodge’a Challengera („moje smoczątko”, mówi). Przejęty obecnością Eilish, Armstrong przygotował dla niej zestaw koszul z napisem „Billie”. 47-letni Armstrong jest podekscytowany wydostaniem się ze studia nagraniowego, gdzie przez rok tworzyli trzynastą płytę zespołu, Father Of All Motherfuckers, która dodała do ich brzmienia trochę soulu, new wave i staroświeckiego R&B. Zespól wraz z Weezerem i Fall Out Boy ogłosili trasę stadionową latem 2020 roku, Eilish przygotowuje się na amerykańską trasę w marcu. Mają wiele wspólnego, ale różnice pokoleniowe są oczywiste, gdy siedzą wspólnie. Przed sesją zdjęciową, Armstrong spojrzał w lustro i powiedział „Moje brwi [joke nie do przełożenia – zmiana w pisowni]”

Armstrong: Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale zawsze skłaniałem się ku muzyce, która brzmi jak wolność. I właśnie to odnajduję w twojej twórczości. To jak szczera osoba, która wyraża siebie i wprowadza nowe dźwięki. Niektóre z nich brzmią dla mnie jazzowe, jeśli mogę tak powiedzieć.

Eilish: Pewnie!

Armstrong: Ale słowa są również bardzo prawdziwe. To ważne, kiedy jesteś otoczony przez rzeczy, które brzmią sztucznie i nieprawdziwie.

Eilish: Dziękuję. Byłam zaskoczona, że ludzie lubią moją muzykę. Bo to taki świat, gdzie nie lubi się niczego, a muzyka nic w sumie nie robi. Pamiętam rozmowę z moją mamą o „Bury a Friend”. Mówiłyśmy „Nikt się nie przejmie tym, że słowa brzmią ‘chcę ze sobą skończyć’”. I naprawdę, szczerze nie uważam, żeby ktokolwiek się przejął. Dlatego ten świat jest taki dziwny.

Armstrong: Mówisz w tej piosence o śmierci. Bardziej szczerze się nie da. To prawdziwe, życiowe rzeczy. Kiedy pisałem muzykę gdy byłem bardzo młody, zawsze było dla mnie ważne, by mieć poczucie, że tworzę piosenki, które mógłbym śpiewać 20 lat później. Utwór jak „Basket Case” jest o postradaniu zmysłów. Im starszy jesteś, tym jest to bardziej i bardziej prawdziwe. I to właśnie tworzy ponadczasowość.

Eilish: Czy chciałeś to zrobić? Bo to co zrobiłeś jest tak szczere.

Armstrong: Widzimy tyle różnych trendów, które przychodzą i odchodzą. To trudne, bo to jak złota marchewka, którą ludzie machają przed twoją twarzą „Czy chcę brzmieć jak inna osoba, by mieć jakieś znaczenie?”Za wszelką cenę odpowiedź brzmiała „nie”. Chociaż jest kuszące, by w pewien sposób się sprzedać, musisz pozostać prawdziwym. Kiedy przychodzi co do czego muszę obudzić się, spojrzeć na siebie każdego poranka i szanować to co robię. A nie kocham wszystkiego, co zrobiłem.

W 1994 „Dookie” sprzedało się w 10 milionach kopii. Co pamiętasz z tamtego okresu twojego życia?

Armstrong: Gosh. Miałem tylko 22 lata. Urodziło mi się dziecko, wziąłem ślub. To był szalony rok. Pamiętam, że byłem trochę spanikowany. Grałem rodzaj muzyki, który nigdy wcześniej nie był tak popularny. Ale naprawdę chciałem dalej pracować i dalej tworzyć piosenki. Nigdy nie chciałem czuć, że wykorzystuję sytuację. Nie chciałem leżeć i pachnieć. Nieco później zastanawiałem się „Czy dobrze się bawiłem? Czy było fajnie?”. Bo uczucie, gdy po raz pierwszy stajesz się popularny jako muzyk, nie zdarza się dwa razy. Później musisz tworzyć nowe rzeczy, by utrzymać zainteresowanie.

Eilish: A dobrze się bawiłeś?

Armstrong: Nie zawsze. Byłem trochę zagubiony. Popularność jest duża, a ty grasz przed publicznością naprawdę podekscytowaną możliwością usłyszenia ciebie. Ale myślę, że dla mnie naprawdę istotne było pozostawanie sobą. Myślę, że martwiłem się o to za bardzo, do momentu aż myślisz „Za wszelką cenę muszę pamiętać o korzeniach”. Czasem naprawdę podchodziłem do tego realistycznie. A następny album Insomniac, był naprawdę mroczny. Byłem jakoś zobojętniały na wszystko.

Eilish: Mój następny album mnie prześladuje. Był moment, gdzie zastanawiałam się „czy ja naprawdę lubię muzykę?”. Wydawało mi się, że za dużo czasu spędzam w trasie. Nie mówię tu o koncertach. Koncerty to moja ulubiona część. Ale to było podróżowanie, bycie cały czas samemu w zimnym busie w Europie, okropne jedzenie, a kiedy wracasz, wszyscy jakby się od ciebie odsunęli. Ta ostatnia trasa była pierwszą, którą się naprawdę cieszyłam. Czuję się, jakbym miała tą wspaniałą rzecz, którą teraz naprawdę widzę.

Armstrong: Tak, ruszasz w trasę, nie będzie cię przez rok, a ludzie biorą śluby, rzeczy się zmieniają. Musisz mieć dookoła siebie dobrych ludzi i dobrą odskocznię, by nie zwariować.

Eilish: Hej, nie wiem nawet jak o to zapytać, ale co popchnęło cię do, powiedzmy, pokazać publiczności tyłek, kopnąć kogoś w głowę i tak dalej?

Armstrong: O Jezusie, kopanie w głowę? Kopnąłem kogoś w głowę?

Eilish: Jest taki filmik, który jest najostrzejszym jaki widziałam. Ktoś wśród tłumu coś robił, a ty po prostu skoczyłeś na tę osobę. To było najmocniejsza, gangsterska akcja. Co sprawiło, że byłeś taki zajebisty?

Armstrong: Wydaje mi się, że ktoś był agresywny, a potem zaczęliśmy na siebie krzyczeć. A potem dosłownie biłem się z kimś z publiczności. Nie polecam tego. Proszę, nie rób tego.

Eilish: Nie zamierzam, ale zajebiście, że ty to zrobiłeś. Zresztą nie mam takiej publiczności. To zupełnie inny typ.

Armstrong: Widziałem twój koncert. To ta sama energia. Bardzo dobry występ. Wszyscy śpiewali niczym na meczu w Anglii. Ale śpiewali wspólnie do mrocznych kawałków. Było niemal jak w katedrze.

Eilish: Nigdy nie byłam tak świadoma siebie na koncercie jak wtedy, kiedy wiedziałam, że Billie Joe Armstrong był na widowni. Cieszę się, że przyszedłeś na tamten, nie na jakiś słaby.

Armstrong: Masz słabe koncerty?

Eilish: Powiem, że złymi koncertami są te spokojne…

Armstrong: Nie ma w tym nic złego.

Eilish: To tylko mój głupi mózg decyduje „O, ten koncert jest słaby”.

Armstrong: Kiedy grasz tak dużo koncertów, staje się to częścią tego dnia. Budzisz się, jesteś w nowym miejscu. Wieczór bez koncertu to jak dzień urlopu. Niektóre dni są bardziej świadome. Inne po prostu mijają.

Billie, jak nauczyłeś się radzić sobie z presją koncertowania?

Armstrong: Dla mnie to nauka wdzięczności. Moje życie mogłoby potoczyć się w zupełnie innym kierunku. Cieszę się z ludzi. Teraz jeśli mam nieudany koncert, nie przejmuję się tym. Sprawy mogą być pogmatwane. Życie jest pogmatwane. Mogę jednego wieczoru śpiewać jak gówno. Moja gitara się zepsuje. Mike będzie mnie irytował. Ja będę irytował Mike’a. Tre rzuci we mnie pałeczką.

Ale to po części to, co przyciągnęło mnie do punka, bo wszystko tam jest jedną wielką niedoskonałością. To jak robienie sztuki z wywalania śmieci. Brzydota jest w porządku. Jest jedna rzecz, którą powiedziałaś fanom, kiedy oglądałem twój koncert i która bardzo mi się podoba. Powiedziałaś coś o tym, że nie trzeba być idealnym.

Eilish: Powiedziałam im: „Wasza brzydota jest w porządku”.

Armstrong: To powiedziałaś?

Eilish: Nie, nabijam się.

Armstrong: To było coś w stylu: „jesteście we właściwym miejscu, jeśli jesteście szaleni”. Myślę o tym dużo, bo z tym właśnie większość ludzi wraca do domu. Weźmy takie „Wish You Were Gay”, to niby tylko fajna piosenka, ale myślę, że ratuje życia.

Eilish: Nie wierzę, że jestem w jednym pomieszczeniu z gościem, który był na mojej tapecie.

Armstrong: Byłem na twojej tapecie?

Eilish: Tak, na ekranie blokady w telefonie.

Armstrong: Och, tej tapecie. Super!

Oboje zostaliście wprowadzeni w muzykę przez swoje rodzeństwo. Czego słuchało się w waszych domach?

Eilish: Dorastaliśmy na wszystkim. Muzykę dostawałam od rodziców i brata. Od The Beatles, Green Daya i My Chemical Romance do, powiedzmy, Sarah McLachlan, Peggy Lee i Franka Sinatry.

Armstrong: Kiedy przyszedł dla ciebie czas na hip-hop?

Eilish: To było kiedy miałam 11 albo 12 lat. Pamiętam odkrycie Tyler, the Creator i uczucie „Wow, to jest tego czego potrzebowałam w moim życiu”.

Armstrong: Uważam, że to świetnie, bo ze wszystkimi tymi inspracjami, jesteś częścią generacji, gdzie muzyka staje się ponadgatunkowa.

Eilish: Och, nie mogę tego znieść!

Armstrong: Czego znieść?

Eilish: Gatunków!

Armstrong: Myślałem, że ponadgatunkowości. Coś w stylu „gadasz bzdury”.

Eilish: Obstawiam, że ciężko było być w świecie, gdzie liczyły się tylko gatunki.  Teraz, w jakiś sposób można powiedzieć, że nie ma granic, w których musisz działać, tworząc. Nadal są jakieś ograniczenia, ale raczej wynikają z ludzkich prób nie brzmienia jak „wszystko”, ale teraz lubi się to „wszystko”.

Armstrong: To dobrze. Wszystko teraz dzieje się tak szybko. Ludzie idą przez muzykę jakby była to pieprzona strona na instagramie, gdzie tylko siedzisz i przerzucasz cały czas zdjęcia. Myślę, że to nowa granica dla Green Daya, co jest super. Nie będziemy mieć umowy na nagrania, co jest niesamowite. Będę mógł wydawać co będę chciał i kiedy będę chciał. Zrobiłem nagrania The Longshot i wrzuciłem je na SoundCloud. Więc teraz nie ma znaczenia, czy jesteś w zespole punkowym, popowym czy hip-hopowym. To już nie ma znaczenia.

Eilish: Gdzie znalazłeś dzieciaka z teledysku do Jesus Of Suburbia?

Armstrong: Och, [Lou Taylor Pucci] był aktorem w filmie Thumbsucker, tym małym dziele sztuki niezależnej. Sam Bayer, reżyser, znalazł go.

Jaką radę dalibyście waszym młodszym wersjom?

Armstrong: Żadnej, bo kiedy byłem młody, nie słuchałem nikogo.

Eilish: Nie wierzę w rady. Czasami, kiedy ktoś mi coś radzi, robię coś dokładnie odwrotnego. Taka byłam całe życie. Nikt oprócz ciebie samego nie wie, przez co przechodzisz. Billie Joe to jedyna osoba, która przeżyje swoje życie dokładnie jak on sam. Więc nikt nie będzie wiedział tego, co on, a jest przecież nadal przy zdrowych zmysłach, jest nadal zachwycający, jest nadal sobą, chociaż przeszedł przez takie gówno. Ja sobie nawet tego nie wyobrażam.


Źródło: https://www.rollingstone.com/music/music-features/billie-joe-armstrong-billie-eilish-musicians-on-musicians-903872/

Tłumaczenie: Sweet child, Jaszczurka

Jaszczurka

Twierdzi, że została przeznaczona Green Day’owi w dniu narodzin, ponieważ przyszła na świat w roku wydania Dookie. Kiedy nie wyżywa się literacko, pisząc artykuły na stronę, studiuje medycynę weterynaryjną. Jej życiowy cel to przybicie piątki z Jeffem. Kontakt: