GREENDAY.HERO_-696x442

We live our lives as if we have nothing – tłumaczenie wywiadu [NME 07.02.2020]

W Oakland jest dziś smutny dzień. Niebo nad północną Kalifornią ma 50 odcieni gównianości i leje deszcz, zostawiając kałuże tak głębokie, że hipsterzy prawdopodobnie zakładają wodery. Nie chcesz być na zewnątrz w dzień taki jak ten. Jedyną sensowną rzeczą jaką możesz robić w takich warunkach jest zostanie w domu, naćpanie się i może założenie punkowego zespołu. Witamy w raju.

W cichej bocznej uliczce, w budynku jakich wiele jest salka prób należąca do trzech 47-letnich gości, którzy zrobili coś takiego wieki temu.

Wtedy wokalista Billie Joe Armstrong, basista Mike Dirnt i perkusista Tre Cool stworzyli jeden z największych zespołów świata, ale nie powiedziałbyś tego po pomieszczeniu, w którym się znajdujemy. To równie dobrze mógłby być garaż nastoletniego zespołu.

Jest tu kilka kanap i kilka dywanów, ale najbardziej przyciągającym wzrok elementem są dwa okrągłe naciągi perkusyjne przypięte do ściany nad stojakiem na gitary. Grubym czarnym mazakiem zostały podzielone na kawałki niczym ciasto, by mogły zostać użyte do tworzenia muzycznych kombinacji. Na jednym są odnośniki do tempa – „szybko”, „swing”, „psychodeliczny trip”, a na drugim gatunki – „glam”, „lata ‘60”, „brytyjski pop”.

„Przydaje się, gdy wchodzisz i myślisz, że nie masz pomysłu”, wyjaśnia Mike. „Kręcisz kołem i już masz. Rób to. To na zasadzie marudzenia ‘Nie wiem co namalować’. Zielony. No dawaj! Maluj coś zielonego.”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE-1920x2377

Koncept muzycznych gatunków mieszających się z prędkością światła nabiera sensu, kiedy usłyszycie ich nowy album – który, gdybyście martwili się, że Green Day dorósł, nazywa się Father Of All Motherfuckers. Billie Joe, olśniewający w skórzanej kurtce, której nie powstydziłoby się Hell’s Angel, mówi że nagranie było inspirowane przez takich jak Little Richard, The Sonics, Martha and the Vandellas, The Archies oraz Mott The Hoople. Rezultat jest zabawny, szaleńczy i bardzo, bardzo szybki. To najkrótsza płyta, jaką kiedykolwiek zrobili: całość zamyka się w 27 minutach. „Zaczęliśmy od pisania paskudnej garażowej muzyki,” mówi Billie Joe. „Wzięliśmy wszystkie te inspiracje i przepuściliśmy je przez Green Daya. Nigdy czegoś takiego nie robiliśmy i brzmi zajebiście.”

To zupełnie co innego niż przed trzema dekadami, kiedy ta trójka była jedynie dzieciakami, chowającymi się przed deszczem. Billie Joe i Mike mieli 14 lat, kiedy założyli pierwszy zespół, Sweet Children. Zanim jeszcze zmienili nazwę na jakąś, która odzwierciedlałaby ilość zioła, jaką palili, zagrali kilka koncertów, wciągnęli trochę amfetaminy i w 1990 wydali debiutancki album 39/Smooth. Sprzedał się w nakładzie poniżej 3000 kopii, a perkusista John Kiffmeyer zdecydował, że raczej powinien skupić się na szkole. Tre zajął jego miejsce i następna płyta, Kerplunk z 1991 roku, rozeszła się w 50 000 egzemplarzy. Sprawy zaczęły mieć się coraz lepiej, a po fenomenalnym sukcesie Nevermind Nirvany, tego samego roku wielkie wytwórnie zaczęły ponownie węszyć wokół rockowych zespołów. Reprise Records, filia Warnera, zaoferowała im kontrakt. Wytwórnia miała nadzieję, że następna płyta Green Daya może sprzedać się w 100 000 kopii. Sprzedała się w 10 milionach.

Dookie, które zostało wydane 1 lutego 1994 roku i nadal będące obiektywnie idealnym albumem, zmieniło na zawsze życie Green Daya – czego oni sami wówczas nie wiedzieli. „Byliśmy w trasie po Europie jako support Die Toten Hosen, robiąc wszystko co mogliśmy, by nie zostać wygwizdanym przez ich szalonych fanów”, wspomina Mike. „Wydaje mi się, że przez cały ten czas sprzedaliśmy jedną koszulkę, ale potem wróciliśmy do Stanów i zaczęliśmy trase Lollapalooza…”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE2-1920x2377

Tamta trasa przedstawiała Green Daya jako support w programie, który zawierał The Smashing Pumpkins, Beastie Boys, George Clinton, The Breeders, A Tribe Called Quest, Nick Cave & The Bad Seeds i L7. Kiedy trasa wystartowała, olbrzymi sukces „Dookie” sprawił, że fani nie byli zadowoleni, że ich nowi idole grają najkrótszy set. „Wtedy sprzedaliśmy więcej nagrań niż ktokolwiek inny na tej trasie,” wyjaśnia Mike. „A oni byli na tyle głupi, żeby zostawić nas jako support, a potem obarczać winą za zamieszki i inne gówno. Serio? Ale wiesz, byliśmy dzieciakami. Oczywiście to kochaliśmy!”

Billie Joe wspomina nieszczęsny Woodstock ‘94 – który również przerodził się w zamieszki, gdy pojawiło się tam 550 000 ludzi przy sprzedanych 164 000 biletów – jako moment w którym zdał sobie sprawę, że nic już nie będzie takie samo dla niego ani dla zespołu. „Kiedy pomyślę o tamtym koncercie, jakie to było szalone, występować przed tak wielką publicznością, a potem odlecieć helikopterem, to wtedy zrozumiałem ‘O, coś zaczyna się dziać,’” mówi. „Pomyślałem ‘Moje życie niedługo obierze inny kierunek’.”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE7-1920x2377

Na początek Dookie uczyniło ich niewyobrażalnie-nawet-w-najmokrzejszych-snach bogatymi – niekoniecznie najlepszy wizerunek dla zespołu, który chciał być postrzegany jako punkowy. „Zawsze miałem dziwną relację z pieniędzmi, bo nigdy szczególnie o nie nie zabiegałem,” mówi Billie Joe. „Może chciałem być gwiazdą rocka i robić takie rzeczy, ale nigdy nie chodziło mi o bycie nadzianym. Żyjemy naszym życiem jakbyśmy nie mieli nic i wydaje mi się, że to uczy nas dzielić się, robić właściwe rzeczy i utrzymywać duch DIY.”

Możecie usłyszeć ten duch DIY na wszystkich następcach Dookie – Insomniacu (1995) i Nimrod (1997) – ale usłyszycie również dźwięk punkowego zespołu, stającego się ambitnym muzycznie. „Myślę, że mieliśmy przejściowe nagrania,” mówi Billie Joe. „Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, na Nimrodzie i Warning próbowaliśmy różnych kierunków. Bez tych albumów nie byłoby American Idiot czy 21st Century Breakdown. Zawsze chodzi o próbowanie nowych kierunków.

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE3-1920x2377

Wydane w 2004 roku American Idiot okazało się być ich największym hitem od czasów Dookie – ambitna „punk rock opera”, inspirowana bardziej prostymi i niewinnymi czasami, kiedy wszyscy szczerze wierzyliśmy, że George W. Bush jest najgłupszym człowiekiem, który może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. „On był głupi inaczej,” mówi Billie Joe ze śmiechem. „Są różne odcienie głupoty. Teraz mamy po prostu faszystowskiego głupka.”

American Idiot zaczęło żyć własnym życiem. W 2009 roku zostało zaadaptowane na musical, by rok później podbić Broadway, ale Billie Joe ujawnia, że wcześniej ogłoszone plany na adaptację filmową teraz są „w sumie odwołane”. Dodaje, że zaskakującym splotem wydarzeń Donald Trump był na premierze musicalu w Nowym Jorku. Nie jest pewny, czy go spotkał. „Nie… Zaraz, może uścisnąłem mu rękę?” zaczyna, zanim Mike wtrąca: „Uścisnąłeś wiele małych dłoni tamtego wieczoru!”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE4-1920x2377

Billie Joe może wyjaśnić, dlaczego Trump był tam obecny – nie dlatego, że jest skrytym fanem Insomniaca. „Na początku American Idiot jest montaż z całego popkulturalnego śmiecia, jest urywek ‘American Idol’ i inny, gdzie Trump mówi ‘Jesteś zwolniony’,” mówi. „Więc dlatego przyszedł – usłyszał, że jego twarz będzie na ekranie. Jest socjopatą, wiesz?”

Pomimo tego, co możecie zakładać, tytuł nowego albumu nie jest nawiązaniem do obecnego prezydenta. „To znaczy jasne, nie możesz nie pomyśleć przez moment o Trumpie, ale nie o to do końca mi chodziło,” mówi Billie Joe. „Father Of All Motherfuckers jest po prostu zajebistym tytułem.”

Ogólnie rzecz biorąc, tym razem trzymał się z dala od pisania o polityce. „To było zbyt oczywiste,” mówi. „Żyjemy teraz w niebezpiecznych czasach. Wszystko jest trochę nieprzewidywalne. Ameryka jest naprawdę spierdolona i ciężko brać z tego jakąkolwiek inspirację, bo tylko mnie to przygnębia.”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE5-1920x2377

To może być imprezowy album, ale ogól publiczności musi wkraść się w słowa. W tytułowej piosence Billie Joe śpiewa: „Dusząc się dymem z góry / Mam obsesję na punkcie nas i trucizny / Co za chaos, bo nie można nikomu ufać.” Czytając te słowa, ciężko jest nie pomyśleć o niszczycielskich pożarach szalejących w Australii, a Billie Joe wskazuje, że miał podobne doświadczenia bliżej domu.

„My również musieliśmy walczyć z naszymi własnymi pożarami w Kalifornii,” mówi. „Pozbawiły one domów wielu ludzi i naprawdę zniszczyły środowisko. W wielu piosenkach są pewne wersy, które zyskają znaczenie dopiero po czasie. Piosenki takie jak American Idiot czy Minority zostają aktualne po dziś dzień bez mojego starania.”

Tego lata zespół wyrusza w trasę z Fall Out Boy i Weezerem na serię stadionowych koncertów nazwanych „The Hella Mega Tour”. W czerwcu odwiedzą Glasgow, Londyn, Huddersfield i Dublin. „Jak na razie jest całkiem zabawnie,” mówi Mike. „Wszyscy się z tego wyśmiewają. To jak nasza wersja Monsters of Rock. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek brał siebie zbyt poważnie i myślę, że ludzie potrafią to wyczuć po wielkim rzygającym tęczą jednorożcu, który jest symbolem tego wszystkiego.”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE6-1920x2377

 

W 2012 roku Billie Joe przeżył załamanie na scenie festiwalu iHeartRadio w Las Vegas, rozwalając swoją gitarę i krzycząc, zapewne niepotrzebnie: „Nie jestem pieprzonym Justinem Bieberem.” Natychmiast zameldował się na odwyku od alkoholu i leków na receptę i wytrwał kilka lat w trzeźwości, ale mówi, że teraz się pozmieniało. „Właściwie nie jestem już trzeźwy przez cały czas,” mówi. „Miałem etap, kiedy musiałem trochę dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za siebie i własną niezależność – i zrobiłem to. Teraz idę dalej. Dobrze mi idzie i oby tak dalej!”

34 lata po ich pierwszym spotkaniu, Green Day może z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że są jedną z głównych przyczyn, które popychają ludzi do sięgnięcia po gitarę czy założenia zespołu. Matt Healy z 1975 powiedział, że zdecydował się zostać muzykiem, kiedy w wieku 13 lat zespół wyciągnął go z tłumu i zaprosił do zagrania z nimi na basie przed 10 000 ludzi w Newcastle Arena. Billie Eilish – której nawet nie było jeszcze na świecie, gdy wyszło Dookie – powiedziała, że jest to jeden z jej ulubionych albumów.

„Jej brat Finneas mają jakieś 12 lat przyszedł na jeden z naszych koncertów i Tre dał mu parę swoich pałeczek,”, dodaje Billie Joe. Nawet Ed Sheeran widział nasz koncert na Wembley Arena, usłyszał Time Of Your Life i się tym zainspirował. To dla nas świetne, bo my mamy podobnie z ludźmi, których podziwiamy, naszymi ulubionymi muzykami i zespołami. To genialne. Czasy są szalone.”

BIGREAD_GREEN-DAY_ARTICLE8-1920x2377

Sekretem długowieczności zespołu prawdopodobnie nie są, jak żartuje Tre, „mikrodawki heroiny”. Sekret tkwi w ich muzyce. „Ciągle chcemy robić dobre płyty.” mówi Billie Joe. „Ciągle staramy się znajdować różne inspiracje i dźwięki, a słowa zmieniają się w zależności od sytuacji. Czuję jakbym mógł udokumentować mój czas na ziemi przez piosenki.”

„Wszyscy głęboko pragniemy zostawić tę muzykę na świecie, bo będzie żyć dłużej niż my,” dodaje Mike. „Jest ponadczasowa. To wiele dla mnie znaczy od tak dawna. Największa rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem – to fakt.”

Ci wieczni nastolatkowie mogą podbiegać pod 50-tkę, ale przyszłe wcielenia ludzi takich jak Matt Healy i Billie Eilish (i rzecz jasna Ed Sheeran) mogą być spokojni, że Green Day nie ma planów na emeryturę – przynajmniej dopóki nie opadnie kurtyna. „Każdy kiedyś odchodzi na emeryturę,” mówi ponuro Mike, wywołując śmiech kolegów z zespołu. „Wieczny sen!”, uszczegóławia Tre, ale ostatnie słowo należy do Billie’ego: „Dopóki śmierć nas nie rozłączy.”

Jaszczurka

Twierdzi, że została przeznaczona Green Day’owi w dniu narodzin, ponieważ przyszła na świat w roku wydania Dookie. Kiedy nie wyżywa się literacko, pisząc artykuły na stronę, studiuje medycynę weterynaryjną. Jej życiowy cel to przybicie piątki z Jeffem. Kontakt: